piątek, 30 kwietnia 2010

Szydełkowe kolczyki


Przemieszczając się z siatkami na trasie praca-dom i z powrotem, bacznie przyglądam się młodym dziewczynom, szukając na nich oznak powrotu epoki "dzieci-kwiatów". I co powiecie? Czuję się jakby wróciły lata siedemdziesiąte. Biżuterią może być dosłownie wszystko. Jedyna różnica polega może na tym, że w czasach mojej młodości ta różnorodność dotyczyła to głównie korali, teraz zaś najdziwniejsze rzeczy można zobaczyć doczepione do ucha. Właściwie to trudno zobaczyć dwie takie same pary kolczyków.
Jak wszystko to wszystko. Można tez zobaczyć rozetki, czyli dobrze usztywnione "mini" serwetki.

Takie płaskie kwiatuszki robiłam kiedyś jako ozdoby świąteczne, ale dlaczego nie przerobić tego na kolczyki? Synek potrafi.

W swoich dziewiarskich zapasach mam też sporo kordonków i muliny (kiedyś również haftowałam, więc radośnie wzięłam się do dzieła.

Najpierw powstały jednokolorowe szare rozetki.



Wydawały mi się one jednak za smutne, więc postanowiłam je ożywić srebrną (30 letnią! Pamiętam jak ją kupowałam w Czechosłowacji) nicią. Robiąc sesję fotograficzną moim dziełom, wreszcie znalazłam zastosowanie dla kamieni mojego męża.



Prawdziwe zadowolenie znalazłam dopiero robiąc kolejną rozetkę - żółto-zgniłozieloną. Ale o tym juz w następnym poście.

sobota, 17 kwietnia 2010

Moje ogrody


Otwarta "na wciąż" brama do moich ogrodów.
(fot. z Archiwum "U")



O ile do zrealizowania marzenia o niewielkim domku byłam zawsze daleko, otaczające go ogródki już posiadam. W moim mieszkaniu na jedenastym piętrze, przez przypadek mam aż dwa balkony, i jestem również współwłaścicielką niewielkiej działki 60 km od miejsca stałego zamieszkania (Tak, tak, zgadza się. 20 km od Kasiny Wielkiej.) Poszukując zdjęć do mojego bloga w fotograficznym archiwum męża (wszystko w godnym pozazdroszczenia porządku) postanowiłam wybrać co ładniejsze zdjęcia roślin i zrobić z nich galerię.


Mój balkonowy ogródek.
(fot. z Archiwum "U")


Ponieważ zachęcona zachwytami siostry odwiedziłam niedawno stronę Cztery pory roku w Siedlisku wiedziałam, że musi to być galeria zrobiona za pomocą programu SIMPLEVIEVER, żadna inna. Nie pozostało nic innego jak znów zwabić do domu synka. Potrzebna był spory garnek jarskiej fasolki po bretoński i sernik "domek", ale w końcu przyszedł.
VIEVER to on może i jest ale SIMPLE? Po całodniowej drodze przez mękę Mam!. Mam to co chciałam.
No prawie to co chciałam.

Zrobiłam bowiem odpowiednią fotograficzna ilustrację do moich balkonów, ale fotografii nie udało mi się jednak ustawić w takiej kolejność by stanowiły one logiczną całość. Musiałabym je wyrzucić i wprowadzać w takiej kolejności jak mi odpowiada, a na to już dzisiaj siły. Zrobię to gdy nabiorę wprawy w poruszaniu się po programie.
Jak widać z Moich Balkonów, moją działalność ogrodniczą, tak jak w całe moje życie cechuje oszczędność. Kupuję małe iglaki, które w ciężkich warunkach rosną bardzo powoli i obsadzam je roślinami, które mnożą się bardzo łatwo i są również odporne na przesuszanie a więc różnymi skalniakami. Do tego wyjątkowo odporne na wysokie temperatury rośliny z czerwonymi liśćmi jak koleus i szczawik. W jesieni jednemu koleusowi zawsze daruję życie i biorę go na przechowanie do domu(wyjątkowo dobra odmiana)i na wiosnę mnożę. Jeśli chodzi o żółto kwitnący szczawik, to kupuję na wiosnę jeden, i każdą chcący i niechcący odłamaną gałązkę wtykam gdzie się da. Mnoży się bez żadnego ukorzeniacza. Mam też inne odmiany szczawika wyrastające z bulwek i cebulek. W tym kwitnący na różowo szczawik, też z czerwonymi liśćmi na niższej półce na zdjęciu. Z bordowym kolorem szczawika i koleusa pięknie kontrastuje jasna zieleń ozdobnego oregano. Ma ono dodatkowo tę zaletę, że można je stosować w kuchni.

Moimi ulubionymi kwiatami balkonowymi są dzwonki i fuksje. Dzwonki białe i fioletowe. Podobno są to odmiany pokojowe i początkowo zimowałam je w domu, ale gdy tylko udało mi się je rozmnożyć schowałam na zimę tylko po jednym egzemplarzu. Okazało się potem, że na wiosnę te zostawione na balkonie lepiej wyglądają niż te w zimujące w domu. Przez kolejne lata zostawiałam je więc na balkonie i mało brakowało a w tym roku straciłabym białego bezpowrotnie. Ale w końcu pokazały się wątłe listeczki i chyba uda mi się go jeszcze odchuchać, ale rozmnażać tym roku nie mama z czego.

Jeśli chodzi o fuksje to po próbach stworzenia kolekcji różnych odmian zostałam przy jednej, najstarszej, mającej już dobrze ponad 10. Po zimie spędzonej w piwnicy z małym oknem, nawet bez zmiany ziemi obsypuje się co roku pięknymi purpurowymi kwiatami. Z niewiadomych powodów żadne mszyce się jej nie imają.

PS.
Przeprasza właściciela bramy. Nie mam pojęcia skąd i dokąd prowadzi, a naszym archiwum znalazła się prawdopodobnie z powodu kamienia z którego została wykonana.
Przepraszam również SIMPLEVIEVERA. Podobno to nie on sprawiał kłopot a założenie konta na Yahooo!

niedziela, 11 kwietnia 2010

We włóczkowym świecie



Na półmetku remanentu w moim włóczkowym magazynie.
(fot. Sandzia)


Chcąc choć raz w życiu (zamiast jak zwykle dać się ponieść emocjom) w sposób uporządkowany przejść do planowej produkcji, przystąpiłam do zinwentaryzowania posiadanych dóbr.

Okazało się, że dzięki swojej wrodzonej (półgóralskiej) pazerności środki trwałe mojej wytwórni kwiatków to: 27 szydełek, 12 par długich drutów, 10 par drutów na żyłce, 4 komplety drutów do robienia skarpet.

Środki nietrwałe podzieliłam wg kolorów i podsumowałam posiadane zasoby:

Brązy i beże - 48 gatunków włóczek;
Szarości i czernie - 42 gatunki;
Zielenie - 39 gatunków;
Czerwoności - 37 gatunków;
Niebieskości - 27 gatunków;
Turkusy (nie mieszczące się ani w kategorii zieleni ani niebieskości) - 7 gatunków;
Fiolety - 26 gatunki;
Różowości dla wnuczki - 17 gatunków;
Odcienie bieli - tylko 12 gatunków;
Żółć i pomarańcz - tylko 4 gatunki (stanowczo trzeba uzupełnić, w końcu żółty to kolor nadziei);

Razem daje to gatunków włóczek okrągłą liczbę 220 gatunków.
Oj, mają czego zazdrościć mi Zaplątane Niteczki.

Czy aby naprawdę jest czego zazdrościć? Każda włoczka ma inną strukturę, grubość, skład tej jest tylko parę metrów innej 50. Nawet zrobienie z niej skarpet w paski stanowiłoby nie lada wyzwanie. Pozostają tylko kwiatki.

Po co robić jednak teraz kwiatki z "ciepłych" (takich z dodatkiem wełny) włóczek, teraz gdy lato tuż tuż?
Energii starczyło mi tylko na pomarańczowe pojedyncze kwiatki, z tzw elastilu (co najmniej 20-letniego). Moje brązowe włoczki pięknie nimi zakwitły.

sobota, 10 kwietnia 2010

Szydełkowe kwiatki -schemat



Dzień taki, ze nie pozostaje mi nic innego, jak w zadumie nad kruchością życia, przemóc się i krok po kroku pokazać kolejne etapy tworzenia szydełkowego kwiatuszka. Męska część mojej rodziny odmówiła współpracy i nie pozostało mi nic innego jak nauczyć się fotografować.
Ufff!

I etap:
pierwszy rząd - kółeczko złożone z ośmiu oczek łańczuszka;
drugi rząd - pięć oczek łańcuszka, uchwyt, pięć oczek łańcuszka ........... i tym sposobem tworzymy zaczątek płatków (pięciu, jeśli to ma być jak u mnie pięciornik);



trzeci rząd - nad każdymi pięcioma oczkami łańcuszka wykonujemy kolejne płatki: półsłupek, słupek nawijany pojedynczo, cztery słupki nawijane podwójnie, słupek nawijany pojedynczo, półsłupek, ....





II etap:
pierwszy rząd - trzy oczka łańcuszka, szydełko wbite tak jak na zdjęciu, uchwyt, trzy oczka łańcuszka ........... i tym sposobem tworzymy zaczątek drugiego rzędu płatków


drugi rząd - nad każdymi trzema oczkami łańcuszka wykonujemy kolejno; półsłupek, cztery słupki nawijane pojedynczo, półsłupek;



Tu jednak, w pewnym momencie zadziała moja cudowna poduszka, i pewnego dnia gdy wstałam rano postanowiłam drugi rząd zrobić na lewą stronę.



Może zresztą nie było to rano a wieczorem i nie za sprawą poduszki a chwili nieuwagi? W każdym razie nakład pracy taki sam, a efekt dużo lepszy.
Poszłam dalej i pierwszą warstwę płatków też "obróciłam" na lewą stronę (patrz pierwsze zdjęcie}.

III etap to środek. Można go zrobić z kółeczka, przyszyć guzik lub koralik lub tak jak ja zrobić kulkę z włóczki. W jednej z gazetek szydełkowych znalazłam na to nazwę: ścieg dmuchany. W tym samym miejscu robimy trzy oczka łańcuszka, pięć słupków nawijanych podwójnie, słupek nawijany pojedynczo i to wszystko przerabiamy razem. Środek można zrobić ze zwykłej włóczki w odpowiednim kolorze:



lub z moheru. Według mnie zdecydowanie lepiej nadaje się do tego celu moher co widać na pierwszy zdjęciu.

czwartek, 8 kwietnia 2010

Kwiatuszkowy zawrót głowy


Wiciokrzew na narożu mojego Wymarzonego Domu.
(fot. z Archiwum "U")


Niedawno w radiu usłyszałam usłyszałam piękną definicję sukcesu życiowego. Brzmiała to mniej więcej tak:
"Wstaję rano, cieszy mnie to co będę robić, a to co będę robić jest moim sposobem zarabiania na życie."
Co ja poradzę na to, że lubię akurat szydełkować?
W każdym razie gdy tak stałam nad stertą włóczek poraził mnie ogrom posiadanego dobra. Biedny Ojciec w książce R. Kiyosaki "Bogaty ojciec, biedny ojciec" miał rację. Wystarczy się rozejrzeć wokół a sposób na wzbogacenie znajdzie się w zasięgu ręki. Szybko dokonałam w myśli obliczeń:
Przybliżona masa włoczki podzielona przez średnią masę jednego kwiatuszka, pomnożone przez 2 złote to daje........

W mojej głowie pojawiła się wizja niewielkiego parterowego domku z użytkowym poddaszem (z podłogą pokrytą grubą warstwą orzechów}.
Przed domem kwitnie rozłożysta magnolia. Na niej grucha para gołębi. Gołębi, z gatunku tych dobrze wychowanych. Nie te paskudy, co pchają się na balkon na jedenastym piętrze i nie dość, że budzą skoro świat, to jeszcze pokrywają wszystko warstwą guana. "Moje gołębie" guano zostawiają od razu na kompostowniku.
Od wschodu, pod ośnieżoną daglezją stadko saren zajada się pachnącym macierzanką sianem, które zbierałam dla nich cały rok. Oczywiście jedzą tylko siano. Żadnego obgryzania malin i kory z drzew owocowych, które znajdują się z tyłu domu. Czerwienią się na nich czereśnie i wiśnie, żółcą morele, jabłka (koniecznie kosztele). Fioletowieją (?) śliwki. Na samym końcu sadu wznoszą się trzy orzechy włoskie, a na nich baraszkują wiewiórki, rywalizując ze mną o zbiory. Od biegnącej od zachodu polnej drogi mój ogród oddziela niewysoki żywopłot z róży jadalnej.

Zaraz zaraz, po dwa złote to ja kwiatuszki mogę sprzedawać na "czarno". W legalnym sklepie Synka muszą one kosztować znacznie więcej, a kto je kupi za taką cenę?

Wizja wymarzonego domku z ogrodem, zanim zdążyłam go umeblować, znów oddaliła się z prędkością światła w nieskończoność. Mogę mieć tylko nadzieję, że jest to plus nieskończoność i kiedyś z niej jeszcze powróci.

Z produkcji kwiatuszków jednak nie zrezygnowałam. Mając na uwadze casus Pomarańczowej Rewolucji będę gotowa, gdy Historia znów zatoczy koło i powróci epoka Dzieci-Kwiatów.
Gdy Historia, będzie się ociągać to może wyjdę jej na przeciw i na emeryturze założę komunę Babci-Kwiatów. Jak jakiś Dziadek napatoczy się zresztą to tez go przyjmiemy.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Kwiaty dla Mai i nie tylko dla Mai


Biorąc pod uwagę, że prawie wszystkie odwiedziny na moim blogu miały ścisły związek ze schematami Pisankowych Koszulek na Jajka, najwyższa pora by przypomnieć sobie jaki ten blog ma tytuł, i wrócić na powrót do szydełkowania, jeśli nie chcę na rok, do następnej Wielkanocy przeprowadzić się do Internetowego Niebytu. Jak już wspominałam jestem, osobą pracującą i nie mam czasu na duże formy, póki co zajmuję się wyłącznie małymi, czas więc przejść do następnej małej formy czyli kwiatków.
Na początku zimy koleżanka A z pracy poprosiła mnie o zrobienie kilku kwiatuszków do brązowej czapeczki i szalika córki Mai. (Imię ma ona oczywiście na cześć pszczółki Mai.)
Znając wyczucie koloru tej koleżanki (podobne zresztą do mojego), widziałam, że nie mogą to być jakieś kwiatki, to muszą być kwiatki w specjalnym odcieniu brązu. W poszukiwaniu takiej włóczki postanowiłam przejrzeć moje włóczkowe skarby. Zamiłowanie do porządku mojego męża, (odziedziczone po śląskich przodkach), nigdy na szczęście sięgało głębi szaf, gdy więc z kolejnych zakamarków zaczęłam wyciągać kolejne siatki i pudełka z resztkami włoczek ogrom posiadanego dobra poraził mnie. Poczułam się, jakbym trzymając w ręku niebieski koralik Karolci wypowiedziała nieopatrznie życzenie "Niech niepotrzebne zapasy włóczek wszystkich moich krewnych i znajomych trafią do mnie". Bo tak właściwie było naprawdę.
W socjalizmie robiły na drutach lub szydełkowały wszystkie znane mi kobiety. Potem jednak większość z nich rezygnowała z robótek ręcznych. Albo moja pasja była silniejsza, albo geny odziedziczone po przodkach o nazwisku Ciuła sprawiły, że na każde pytanie: "Chcesz niepotrzebne mi już włóczki?" odpowiadałam tak, tak tak i jeszcze raz tak. Rezultat miałam przed sobą.
Oczywiście, bez trudu znalazłam odpowiednie odcienie brązów i beżów, ale co z całą resztą kolorów?
Nagle doznałam olśnienia. A gdyby tak przerobić je na kwiatki?

Anonimowość w sieci


MOJE kwiaty na NASZEJ działce.
(fot. z Archiwum "U")

W sieci nie czuję, się bynajmniej samotna, czuję się natomiast doskonale anonimowa.
I dobrze, bo o samotność w sieci została już w pozytywny sposób wyeksploatowana przez Leona Wiśniewskiego. Gdy natomiast chodzi o anonimowość użytkowników internetu to mówi się o niej na ogół źle.
Swoja drogę nie rozumiem, dlaczego tak chętnie zrezygnowano z posługiwania się imieniem i nazwiskiem w Internecie.
Gdy zakładałem w pracy swoje pierwsze konto e-mailowe, wydawało mi się logiczne, że powinno mieć ono ścisły związek z moim imieniem i nazwiskiem. Przy drugim koncie , założonym na O2 już nie czułam takiej potrzeby. Chciałam na powrót zostać Andzią. (Mój, jakby obecnie powiedziano nick z czasów studenckich. Dawniej nazywało się to zdecydowanie bardziej prozaicznie - przezwisko.) Okazało się, że Andzi było już na "Tlenie" zbyt dużo. Gorzej, gdy zdecydowałam się na Sandzię też okazało się że nie jestem pierwsza. Zostałam więc S_andzią. W końcu też ładnie. Gdy rejestrowałam, się na Allegro, znów zażądano ode mnie bym wybrała sobie Nazwę Użytkownika. Po co? Chyba po to, by sąsiedzi nie wytykali mnie palcami, gdy kupię sobie "Mein Kampf" lub "Kamasutrę", bo pornografii dziecięcej nikt na Allegro nie rozpowszechnia. Chciałam tyko sprzedać niepotrzebne mi książki, więc mogłam to spokojnie zrobić pod własnym nazwiskiem.
Skoro jednak tak krok, po kroku, zmuszano mnie bym zapomniała jak się nazywam, zaczęło mi się to podobać.
Nie kupiłam jednak ani "Kamasutry" (już nie ten wiek),ani autobiografii Hitlera(starczyły mi przerabiane w szkole "Medaliony" Zofii Nałkowskiej).
W 2006r spieniężyłam pozostałe po edukacji trójki moich dzieci szkolne podręczniki a za zarobione w ten sposób pieniądze kupiłam "Potęgę Podświadomości" J.Murphiego, też w końcu nie do końca poprawną moralnie. Bo po co się wysilać i pracować nad sobą, gdy starczy sobie coś wyobrazić, zasnąć, a podświadomość zrobi swoje.
W moim przypadku zrobiła, bo skąd by się wzięły Pisankowe Koszulki na Jajka? Cudownej poduszki z plewami gryczanymi jeszcze wtedy nie miałam. (Prawdę powiedziawszy żaden producent takich poduszek nie nawiązał ze mną jeszcze współpracy partnerskiej).
To dzięki dążeniu do anonimowości w internecie, gdy założyłam, blog , postanowiłam że postaram się w nim na powrót zostać sobą. Bo tak naprawdę gdzie, przez te moje 56 lat życia podziałam się Ja, ze swoim wypływającym z głębi serca uśmiechem Buddy, z którym podobno przychodzimy na świat? Nie mam, żadnych niecnych zamiarów, chcę tylko by taki uśmiech na powrót zagościł na mojej twarzy i myślę, że znacznie łatwiej będzie mi to zrobić jako Sandzi, niż osobie o peselu 540913......... ściśle związanym z określonym imieniem i nazwiskiem.
Niech żyje anonimowość w Internecie! Można w nim ukryć się jak motyle na zdjęciu pełnym kwiatów, nie mówiąc już o pracowitych pszczołach, które nikną na zdjęciu pełnym motyli.

Nie MOJE motyle i pszczoły na MOICH kwiatach.
(fot. z Archiwum "U")

Już miałam nieznanego mi właściciela pszczół przepraszać za zamieszczenie ich wizerunku na mojej stronie bez jego zgody, gdy przypomniało mi się, że przecież staję się nową osobą. To właściciel pszczół powinien mi oddać ten miód, który pszczoły zebrały z MOICH kwiatów. A jak nie to nich sobie ich pilnuje, by nie wchodziły na cudzy teren nieproszone.

P.S. Okazało się, ze dopiero za trzecim razem udało mi się dodać komentarz do strony jako S_andzia. Raz, odpisałam jako Radość szydełkowania, raz jako email. Jak widać możliwości anonimowości są nieograniczone.