sobota, 8 października 2011

Sukienka dla Oli




Niewiele komentarzy na moim blogu, ale jak się coś pojawi, to cieszę się w dwujnasób. Po słowach zachęty ze strony ajec, nie pozostawało mi nic innego jak coś nowego zrobić i napisać. Dzięki.
Postanowiłam więc, że wreszcie wejdę w rolę babci. Najwyższa pora by zrobić coś dla mojej wnuczki.
Przejrzałam swoje "pamiątki socjalizmu" i z przykrością stwierdziłam, że ostatnia pora by piękny, niebieski "Anitex"(późny Gierek)na coś jeszcze się przydał.
Za rok, gdy Ola pójdzie do żłobka, koleżanki szybko wytłumaczą jej, że i kolor nie ten i na sukience brak firmowej metki, nie mówiąc o niemodnych kwiatkach.
Tak więc dziergałam, dziergałam i w końcu wydziergałam.
Zanim skończyłam Ola zdążyła już na tyle urosnąć, że całkiem niezła okazała się w roli modelki. Tu prezentuje kwiatki na karczku sukienki.

Na kolejnym zdjęciu reklamuje się jako przyszła baletnica. Uwielbia tańczyć. Tańczy nawet przy dźwiękach młota pneumatycznego.

Ola w roli poskramiaczki Miki, suczki, która przezornie nie zmieściła się w kadrze.


Może jednak nie tancerka a przyszła intelektualistka?

niedziela, 10 kwietnia 2011

Kwiatuszkowe koszulki na Jajka


Choć nazwa nie całkiem moja pomysł jednak na nowe koszulki był mój.
Stanowi on przecież połączenie dwóch uprawianych przeze mnie "małych form" - koszulek z kwiatkami.
Dzisiaj zrobiłam podobne koszulki z fioletowego elastilu, tym razem od razu z podwójną warstwą płatków, tak jak w kwiatkach do przypinania. Pasowałyby najlepiej do białych jajek, ale takie pojawiają się w sklepach dopiero tuż przed Wielkanocą. Można by je nawet ufarbować na ten nędzny róż w wywarze z buraków.

Co za szczęście, że nie wyrzuciłam tych elastycznych włóczek, przy ubiegłorocznej inwentaryzacji. Wydawało mi się wtedy, że nie przydadzą się już do niczego.
Co innego za czasów Gierka. Robiło sie z nich wtedy makatki (nadtapiało i przyklejało do płótna) i pantofle dla gości.

Moje kwiatuszkowe koszulki maja tą przewagę nad pisankowymi, że są bardziej uniwersale. Wsuwamy w nie dowolnej wielkości jajko, każde (kurze) się w niej zmieści, co najwyżej środek kwiatka będzie większy lub mniejszy.
Aż, żal że uchowały mi się tylko te dwa kolory (a i te dostałam w spadku), teraz chyba nie ma takich włoczek.
No, złamałam się. Nie udało mi się kupić białych jajek, i zamiast w naturalnym barwniku z buraków ufarbowałam jedno jajko na czerwono w barwniku do jajek.

czwartek, 7 kwietnia 2011


Moje ulubione Święta Wielkanocne tuż, a ja nie mogę przerwać twórczej niemocy. Dlaczego tak długo nic nie pisałam?
Nie, wbrew pozorom, nie poszłam w ślady Zdzisława . Nie, jeszcze nie teraz, jeszcze mam na to czas. Nie przemęczam się też jako babcia. (Ola rośnie a ja jeszcze nie zrobiłam jej żadnego sweterka).
Po prostu popadłam w letnio-jesienno-zimowy sen.
Ale, ale. Weszłam przed miesiącem na mój blog i okazało się, że żyje on nadal. Wprawdzie pojawił się tylko jeden nowy wpis, ale za to ilość odwiedząjącuch..... ho, ho, ho. Pewnego dnia doszła nawet, do 70 osób.
Uczę się więc od miesiąca geografii, najeżdżająć na kółeczka oznaczające miejscowości, i zazdroszczę ludziom, że mieli odwagę tak daleko wyjechać. Miałam, w ciągu tego miesiąca niezobowiązujące wizyty z Brazylii, Japonii, Stanów Zjednoczonych, Islandii, Irlandii, Wielkiej Brytanii, Holandii, Norwegii, Szwecji, Litwy, Białorusi, Bułgarii, Grecji, Hiszpanii. Niemiec, Szwajcarii, Austrii Szczególnie miło, robi mi się gdy widzę, że ktoś dłużej niż 00:00:00 czasu spędził na mojej stronie. Pozdrawiam więc tego kogoś w Tucson, Amadorze, Hertogenbosh, Eindhoven, Bergen i Alesund, no i w Wilnie. W Wilnie, skąd pochodziła moja babcia po mieczu.
Po długim czasie obejrzałam stronę pani F. - przybyło jej mnóstwo pięknych rzeczy. Weszłam na Allegro - koszulek na jajka zatrzęsienie, nie mówiąc o kurkach, zajączkach, koszyczkach, serwetkach itp.
Już prawie doszłam do wniosku, że w dziedzinie ozdób Wielkanocnych wymyślono już wszystko, gdy przedwczoraj, w "martwym czasie życia" , gdy wraz z siatką przemieszczałam się z jednego końca miasta na drugi(z domu do pracy i z powrotemm) doznałam olśnienia. Zobaczyłam oczami wyobraźni jajka ubrane w kwiatuszkowe koszulki. Koszulki zrobione z dwóch "pamiątek Socjalizmu" - elastilu (posiadam pewien zapas pomarańczowego i fioletowego) i surowej zerówki (za grubej na "pisankowe koszulki", za cienkiej na bluzkę).
Znalazłam włóczkę, zrobiłam koszulki, ubrałam w nie jajka. I powtórnie, tym razem z dumą weszłam na stronę pani F. Przejrzałam, jej wielkanocne ozdoby i zmartwiałam. Tym razem, to ona stanowiła inspirację dla mnie. "Kwiatuszkowe" podstawki pod jajka ona juz zrobiła dwa lata temu. Zbieżność nazwy nie może być przypadkowa. Tym razem to ona stanowiła inspirację dl a mnie.
Aby odróżnić moje koszulki od jej tulipanowych podstawek dodałam koszulkom drugą warstwę płatków, w różnych odcieniach brązu, niech jajka pełniej kwitną.

sobota, 10 lipca 2010

Ja chcę jak Zdzisław B.



Nie wiem, jak to się stało, ale od czasu umieszczenia na blogu ostatniego posta minął już ponad miesiąc. Przemieszczanie się z siatkami ulicami wielkiego miasta na trasie dom - praca i z powrotem w 40'sto stopniowym upale może wykończyć każdego, nie tylko 56-letnią babcię. Tak, tak, 1-lipca, dokładnie w 31-rocznicę ślubu szczęśliwie zostałam babcią. Jak jej się będzie żyło na tym najlepszym ze światów? Mam nadzieję, że będzie się umiała na nim znaleźć lepiej niż jej babcia, która od maja do dziś przebywała w stanie lekkiej depresji w jaki wprowadziło mnie zawiadomienie ZUS-u o mojej przyszłej emeryturze. Po trzydziestu latach pracy, w tym dwudziestu na najstarszej Polskiej Uczelni(no, już wiadomo gdzie mieszkam), raczej nie w charakterze sprzątaczki skoro ukończyłam studia, dzisiaj otrzymałabym od ZUS-u 1123 zł emerytury. Gdy dożyję i dopracuję 60-ciu lat - 1411 zł. Urodziłam się 1954 r.,należę więc do rocznika, który pierwszy będzie miał emeryturę liczoną według nowych zasad. I gdzie tu sprawiedliwość? Koleżanka z roku(chodziła do technikum, więc urodziła się w 1953r wykonująca podobną pracę do mojej, już jest na emeryturze, która wynosi 1700 zł.
A ty pracuj, pracuj, pracuj...

Myślałam, gorzej już być nie może, ale okazało się że może. Odwiedziłam bowiem niedawno kuzyna, prowadzącego od ponad dwudziestu lat legalny warsztat stolarski. Jego emerytura w chwili obecnej wyniosłaby 160zł, za jedenaście lat, gdy osiągnie on wiek emerytalny wyniesie niecałe 300 zł.
A mógł prowadzić warsztat na czarno i płacić sobie zamiast 900 zł
ubezpieczenie KRUS-ie. Po co dziadkowie a potem rodzice uczyli nas uczciwości?

Myślałam, że na emeryturze uzyskam wolność finansową i będę mogła szydełkować do woli (no i zajmować się wnukami oczywiście). Tymczasem, gdybym została na starość w moim apartamencie na jedenastym piętrze (tzw. mieszkanie rotacyjne z którego nie udało nam się wyjść), po opłaceniu, czynszu, prądu, gazu, telefonu, RTV, internetu (a jakże), będę w gorszej sytuacji niż Zdzisław B.. Nie starczy mi nawet na kajzerkę.
Nie pozostaje mi nic innego jak iść w jego ślady i zapisać się do Zespołu FF24 http://ff24.eu/sandzia.

Żeby zacząć poważnie w tym działać się zapisać muszę najpierw zarobić - za darmo nic nie ma. Działa tu tzw. marketing sieciowy - budujemy tutaj sieć konsumentów, wiec sama muszę też być konsumentem. Pensja z etatu ledwo mi starcza na przeżycie. Ale gdyby tak narobić, dużo podobnych szydełkowych kolczyków i sprzedawać je "za dychę?"

piątek, 21 maja 2010

W ogrodzie mojej siostry (No i szwagra oczywiście)


Prawdziwe country weranda.
(fot. z Archiwum "M")


Przed 8 laty, mojej siostrze i szwagrowi udało się, za bajecznie niską cenę, zakupić1,5 hektarowe gospodarstwo położone na obrzeżu Przedborskiego Parku Krajobrazowego. Tzw. siedlisko zajmowało 40 arów, na którym stał rozwalający się dom z kamienia, stodoła w bardzo dobrym stanie i niewielki kurnik.
Dom nie nadawał się już do zamieszkania, więc pierwsze co zrobili to szopę przylegającą do stodoły zamienili na werandę country, by można się na niej schronić przed deszczem, podczas niedzielnych wizyt
Gospodarstwo to leży 60 km od ich miejsca stałego zamieszkania, więc gdy im się zamarzyły noclegi na działce wyremontowali kurnik, zamieniając stopniowo go w chatkę Baby Jagi.


Domek Baby Jagi na wiosnę.
(fot. z Archiwum "U")


Przez osiem lat, siedząc wieczorami na werandzie i śpiąc w byłym kurniku zastanawiali się co remontować: stodołę bo większa i w lepszym stanie, czy tez dom - bo przytulniejszy. Siostra zaś w tym czasie sadziła wszystko co się da i gdzie się da.

Mamy z siostrą wrodzoną niechęć do wyrzucania czegokolwiek tak więc nie wyrzuciła ona ze swojego ogrodu dziko rosnących dziewann i głazów narzutowych, które kiedyś zostawił tam lodowiec.

No, aż tak dobrze nie było, Lodowiec nie przewidział, że będą docenione w tym akurat miejscu. Niektóre przywiózł sąsiad ze swojej działki testując tym samym nowo zakupiony ciągnik.

Z wypraw do lasu, na grzyby i jagody(Jakie jagody? Już zapomniała skąd pochodzi? Borówki!)znosi stare korzenie, które udaje się zazwyczaj pięknie wkomponować w kolejno tworzone rabatki.

W ubiegły roku podjęli wreszcie męska decyzję - remontują stary dom. Zaowocowało to rozebraniem ściany pomiędzy kuchnią a pokojem. Z odzyskanego tym sposobem kamienia powstał ogródek ziołowy(dzieło mojego szwagra) i oczko wodne(dzieło mojego siostrzeńca).


Przebudowana kamienna ściana pomiędzy kuchnią a pokojem..
(fot. z Archiwum "U")



Wieczorami rozkładając nad oczkiem wodnym leżaki i zapalając w glinianych domkach świece, planujemy z siostrą jak 1,5 ha nieużytków przekształcić w gospodarstwo dochodowe. Oczywiście tylko wtedy, gdy w pobliżu nie ma nie ma szwagra. Nie zdzierżył by naszych pomysłów na szybkie wzbogacenie się.

niedziela, 16 maja 2010

Mój wymarzony ogród


Wiosenny ogród mojej 80-letniej sąsiadki.
(fot. Sandzia)


Co tu dużo mówić, wiosna pomimo paskudnej pogody, skłania raczej do zajęcia się prawdziwymi kwiatami niż tymi robionymi na szydełku. Pojechałam więc na Pierwszego Maja na swoja działkę. Oczywiście pomimo mojej długiej nieobecności coś na niej zakwitło. Od czego w końcu są byliny

W moim tajemniczym ogrodzie
(fot. Sandzia)

Przypominało to trochę "Tajemniczy ogród", zanim Mary, Colin i Dick, znaleźli klucz do niego. Za to u mojej mojej sąsiadki jak zwykle wszystko w nienagannym porządku! Aż trudno uwierzyć, że skończyła ona w tym roku 80 lat! Ale w końcu Kasina Wielka niedaleko.
Porobiłam trochę zdjęć (sama) i po powrocie do domu dodałam dodałam je do Moich bylinowych ogrodów. Niestety pomieszały się ze starymi. (Może kiedyś rozgryzę Flickera do końca (albo zmienię Go na inną galerię zdjęć).
Nad ogrodem sąsiadki rozmarzyłam się nieco. Może i ja, jak dożyje jej lat, będę miała wszystko w ogrodzie posprzątane?
Jak marzyć to marzyć. Zaczęłam znów przeglądać stare zdjęcia i postanowiłam zrobić jeszcze jeden album - Moje Wymarzone 0grody
Będą w nim zdjęcia fragmentów oglądanych przeze mnie ogrodów, które chętnie przeniosłabym do mojego wymarzonego ogrodu. a przede wszystkim będzie to ogród mojej siostry(no i szwagra oczywiście), w ktorym kanie rosną same a dym leci prosto do góry.
Tchnący spokojem ogród mojej siostry.
(fot. "Z Archiwum U")

poniedziałek, 3 maja 2010

W barwach wiosny



Jak słusznie napisał(a)? Ivory w robótkach szydełkowych bardzo ważny jest dobór odpowiednich nici. Po kilku próbach udało mi się zestawić piękną zgniło-zieloną błyszczącą nitkę z matowym bawełnianym kordonkiem w kolorze starego złota i z tego zestawu zrobić sześcioramienną rozetkę.

I Etap (kolor zielony)
kółeczko złożone z 10 oczek łańcuszka;
trzy przerobione razem słupki pojedyncze, cztery oczka łańcuszka,..... (x 6),



II Etap (kolor żółty)
nad oczkami łańcuszka robimy cztery przerobione razem słupki podwójne, pięć oczek łańcuszka, uchwyt(półsłupek) nad przerobionymi razem zielonymi słupkami, pięć oczek łańcuszka, cztery przerobione razem słupki podwójne ........


Od biedy już można by zakończyć pracę (byłby to jednak raczej kwiatek) ale proponuję iść dalej i zakończyć robótkę na zielona a kwiatek zamieni się w rozetkę.



III Etap (kolor zielony)



A to już końcowy efekt, niestety nieco zepsuty krochmaleniem (zielona włóczka straciła blask) widoczny jest na pierwszym zdjęciu.